3 kwi 2016

Rozdział 1. ,,Niezawodni przyjaciele"

        Ślizgonka wygramoliła się z pociągu, jako jedna z ostatnich. Zaczęła rozglądać się za skrzatem, który miał na nią czekać. Kiedy go dojrzała na jej piękną twarz wdarł się uśmiech.
       Stworek stał ze spuszczonym wzrokiem, zupełnie jakby unikał swojej pani. Szeptał coś do siebie, prawdopodobnie obrażał młodych czarodziejów, albo ich rodziców.
     -Witaj Stworku, tu masz moje bagaże-mówiąc to wskazała ręką dwa kufry, stojące obok siebie-długo czekałeś?
    -Stworek czekał i czekał, bo Stworek musiał. Nikogo nie obchodzi, że Stworkowi zimno i że będzie musiał dźwigać ciężkie bagaże. Stworek czeka od godziny, dookoła szlamy, zdrajcy krwi, a teraz jeszcze ich bachory, Stworek by ich wszystkich...
   -Ja tez się cieszę, że cię widzę Stworku-odparła Narcyza widząc przechodzącą rodzinę, nie chciała żeby oni słyszeli tego co jej skrzat domowy o nich myśli.
   Zgodnie złapali się za ręce, aby aportować się na Grimmauld Place 12 .
Pokątna, sklep Madame Malkin-szaty na wszystkie okazje
     Młody arystokrata wszedł do sklepu jakieś 15 minut temu do tego czasu zdążył się zezłościć ponad 5 razy. Właścicielka sklepu była bardzo miła, lubiła dużo rozmawiać z klientami, nawet takimi jak młody Malfoy. Gadała o wszystkim, chłopak liczył na szybki odbiór sukni, ale się przeliczył.
    Według Madam Malkin powinien czesać się inaczej. Rozmowa zeszła, ku jego udręce na włosy, to był dość drażliwy temat.
    -Moim zdaniem twoje włoski, kochaneczku-mówiła kobieta- są zdecydowanie za długie. Tak! I jeszcze do tego źle je czeszesz, ja na twoim miejscu...
    -Miała pani iść po suknię.
   -robiłabym warkocza-kontynuowała, niezrażona kobieta- to najlepszy pomysł, do twarzy ci w nim by było. Wiesz znam dobrą fryzjerkę, mogę ci załatwić wizytę...
   -Nie dziękuje. Miała pani iść po suknię.
   -Ona by się ucieszyła, rzadko miewa takich chłopów, no wiesz z długimi włosami... zaraz, zaraz miałam dać ci chyba suknię dla matki. Czyż nie?!
   -Tak, miała pani.
   -To ja może po nią już pójdę. Rozsiąść się wygodnie, zaraz wracam!
   ,,Nareszcie! W końcu zrozumiała, szkoda tylko, że tak późno." pomyślał blondyn. Rozsiadł się wygodnie już po 5 minutach rozmowy, więc teraz tylko czekał i podziwiał wnętrze.
   Pomieszczenie wydawało się niewielkie, ale to tylko pozory. Tak naprawdę było ogromne, tylko stojaki z licznymi szatami zabierały dużo miejsca, dlatego każdemu obserwatorowi z początek sklep wydawał się mały. Pośrodku stały podwyższenia, dla klientów mierzących ubrania. Naprzeciwko stały ogromne lustra. Po lewej stronie znajdowały się różne swetry, szaty do Hogwartu, kurtki i inne ciuchy, po prawej stronie była szyba. Doskonale było przez nią widać ,,Esy i floresy".
   Zza rogu wyłoniła się kobieta z dość dużym kartonem. ,,Świetnie, większego już nie było? " Chłopak był bliski nawrzeszczenia na sprzedawczynię, powstrzymał się dosłownie w ostatnim momencie.
   -Ile się należy?-spytał spokojnym głosem.
   -Zapłacone z góry-kobieta uśmiechnęła się- to bardzo piękna suknia, moje arcydzieło!
   Zapewne chciała powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał jej Lucjusz dziękując i zapierając karton.
   Wyszedł ze sklepu szybkim krokiem. Teleportował się do Malfoy Manor.
Grimmauld Place 12

   Dziewczyna wraz ze skrzatem ruszyła do salonu.

    Było to dość sporych rozmiarów pomieszczenie. Tapety były jasno niebieskie, na ścianach wisiały obrazy, stare i całkiem nowe. Po środku pomieszczenia, na drogim włochatym dywanie, stała biała, skurzana sofa, z idealnie dopasowanymi poduszkami, w czarno białe wzory. Obok stał stolik do kawy. Przy oknie był kolejny stół z dwunastoma krzesłami. Meble były w tym samym odcieniu, ciemnego brązu, oczywiście były wykonane z prawdziwego drewna, co do tego nie było żadnych wątpliwości. W odległym kącie znajdował się kominek. Miał bogate zdobienia, w kształcie węży, które pełzały  w górę. Palił się w nim mały ogień, był zaczarowany, nigdy nie gasł, nawet latem, chodź akurat w tej porze roku nie dawał ciepła, tylko cieszył oczy.
    Narcyza podeszła do sofy i usiadła. Ojciec miał wrócić z pracy za dwie godziny, jej siostra Andromeda pewnie jeszcze żegna się z przyjaciółmi. Za to nigdzie nie było widać Bellatrix. Ona nie pracowała, jak sama określiła ,,była wolna", oddawała się pracy u jakiegoś tam gościa. Czasami wracała po kilku miesiącach. Narcyza wolała nie wiedzieć co robi jej starsza siostra. Nie zazdrościła jej wolności, wręcz przeciwnie.
   Do salonu wpadła Andromeda. Młodsza z sióstr wstała, aby porozmawiać, ale ku jej zdziwieniu brunetka popędziła na górę, prosto do swojego pokoju. Narcyza wzruszyła ramionami, postanowiła poczytać książkę, dopóki nie przyjdzie ojciec z pracy.
Malfoy Manor
   -Gdzieś ty się szlajał!?- powitała syna pani Malfoy.
   -Też się cieszę, że cię widzę mamo.
    -Ja się tu zamartwiałam o ciebie, pokarz lepiej tę suknię!-chłopak posłusznie podał starszej kobiecie, to o co go prosiła- Cudna, akurat na tę przyjęcie u Blacków! Jak będę w niej wyglądała? Może jest trochę za mała, będzie zbyt obcisła?
    Lucjusz westchnął. Od jakiegoś czasu rodzice ciągali go po zamożnych rodzinach, czystej krwi. Były to krótkie kolację. Starsi rozmawiali, a młodzież miała zajmować się sobą. Niby tylko takie odwiedziny, za którymi jednak coś się kryło. Bowiem na każdym ze spotkań była jakaś młoda dziewczyna, którą Lucjusz miał poznać. Jego matka chciała, w ten sposób ułatwić swojemu jedynemu dziecku wybór przyszłej żony. Chłopakowi co prawda z początku ten pomysł odpowiadał, jednak później miał po prostu dość. Stałe związki nie były dla niego. Wolał poświęcić się pracy. Oczywiście po ukończeniu szkoły, w której też miał obowiązki, był Prefektem. Musiał mieć też czas dla ciebie oraz przyjaciół, uważał, że dziewczyna by to mu uniemożliwiła. Dlatego wolał, związki bez zobowiązań. Mimo to postanowił robić matce przyjemność, więc zgadzał się na każde ze spotkań. Na te też się zgodził.
    Kiedy jego rodzicielka napomknęła coś tam o tej... jak jej było? Ach Andromedzie, humor mu się pogorszył. Nie znał jej, ale wiedział już co nieco na jej temat. Podobno spotykała się ze szlamą. Była w jego wieku, nie brzydka.
    Długie kręcone, brązowe włosy, brązowe oczy, odstające kości policzkowe. Piękne usta, na których prawie cały czas gościł uśmiech. Nie wysoka, można by powiedzieć, że nawet niska, ale szczupła. Bardzo z wyglądu przypominała swoja starszą siostrę, Bellatrix. O jej charakterze Lucjusz nie wiedział nic.
   Rozmyślania chłopaka przerwała duża czarna sowa. Przysiadła na prawym ramieniu arystokraty, wręczając mu list. Od razu ja rozpoznał. Otworzył pismo:
Uczniu mój
    Nie mogę się doczekać, następnego spotkania, które odbędzie się 7 września. Właśnie skończyłem czytać twoje wypracowanie, było cudowne. Wypróbowałem też twój eliksir, on również był cudowny, mistrzostwo. Dostałem zdjęcia z poprzedniego spotkania. Załączyłem jedno do mojego listu.
Z poważaniem pr. Horacy Slughorn
 
 
Lucjusz skrzywił się. ,,Mamy dopiero początek wakacji, a stary profesorek już pisze."
Grimmauld Place 12, dwie godziny później
 
 
     Do salonu wkroczył dziarskim krokiem Cygnus Black trzeci. Był wysoki, nosił elegancki strój, miał ciemne krecone włosy, do ramion, był jednym słowem przystojny, nie było po nim widać, że wygląda na swój wiek.
    -Cyzia, kochanie jak miło cię widzieć, co czytasz?-mimo entuzjazmu słyszalnym w głosie mężczyzny, jego twarz pozostała nie wzruszona.
 
   -Baśnie Barda Beedle'a, ,, Włochate serce czarodzieja"-odpowiedziała, z uśmiechem na ustach dziewczyna.
 
 
   -Stworek wołaj Andromedę, bedziemy świętować, w końcu to ukonczenie piątego i szóstego roku nauki w Hogwarcie! Zabiorę was do restauracji, niedawno otwarta, mają tam bogate menu owoców morza.
   -Panie- zaskrzeczał skrzat- pani Andromeda jest chora,mówi, żebyście się nią nie przejmowali i poszli we dwójkę.
   ,,Chora? Przecież widziałam ją w pociągu, prawie dusiła się ze śmiechu, zmyśla." Narcyza od razu się tego domyśliła. Powiedziała ojcu, że się przebierze i w tedy pójdą. Po wykonanej czynności, wbiegła do pokoju siostry.
   Zastała tam młodą brunetke, która właśnie kończyła robić makijaż. Miała na sobię piękną sukienkę, z dopasowanymi szpilkami, starannie upięte włosy spieła spinką, w kształcie róży. Założyła swoja najlepszą kolię, wyglądałaby pieknie gdyby na jej twarzy nie widniało tak ogromne zdumienie.
   -Wszystko ci wyjaśnię, Cyziu tylko spokojnie, usiądź i mnie wysłuchaj-Andromeda używała specjalnego tonu głosu, którym matki zwracają się do swoich pociech-wiem, że mnie nie wydasz-zaczęła niepenie-pójdziesz z ojcem, pogadacie sobie, w końcu macie takie dobre stosunki, a ja pójde gdzieś, wrócę przed wami, tylko nikt nie może sie o tym dowiedzieć. Dobrze? Nawet Bella.
   -Dobrze. Powiedz tylko gdzie idziesz?
   -Na randkę.
   -To świetnie skończą się te bezsensowne spodkania. Tak?
   -Nie, bo widzisz-starsza siostra zaczęła się wahać, nie wiecziała jak przekazać trudną informację siostrze-wolimy aby nasz związek był utrzymywany w tajemnicy. On jest ymmm. Nieco wstydliwy.
   -To nic, kiedy go poznam, znam ten ród?
   Tego pytania Andromeda obawiała sie najbardziej. Ród, czystosć krwi i pęniądze. Edward nie miał żadnego z warznych atótów, dla niej to nie miało znaczenia, ale dla ojca i siostry, nie Narcyzy ona zrozumie, Bellatrix pewnie nie, miało to znaczenie i to duże.
   Andromeda myślała gorączkowo, postanowiła ominąć nieprzyjemne kwestie.
   -Nie znasz tego rodu, raczej nie poznasz go zbyt wcześnie-wydusiła na jednym wydechu.
   Po skończonej konwersacji oraz ustaleniu planu Narcyza, udała się na ową kolację.
Restauracja, 22:32
   Młoda blondynka zastanawiała się czy może wypić drugie piwo kremowe, gdy usłyszała zadane przez ojca pytanie.
   -Dostałas list od Bellatrix?
   -Jaki list?
   Mężczyzna westchnął ciężko.
   -Wiedziałem, że na nią liczyć nie mogę. Justro zjemy obiad z państwem Malfoy. Andromeda pozna ich syna. To będzie ostania impreza zapoznawcza, chyba i tak było ich dość dużo. Takie tam pierdoły. Miała napisać ci, że znalazłem hodowcę świergotników.* Zamówiłem już jednego dla ciebie, powinnaś sobie poradzić.**
   -Świetnie, dziękuję tato.
Przed Grimmauld Place 12
    Andromeda uniosła prawą rękę w której trzymała różdżkę. Na ulicy pojawił się trzy piętrowy, czerwony autobus. Kiedy otworzyły się jego drzwi, dziewczyna spostrzegła młodzieńca.
 
   -Witamy w Błędnym Rycerzu-zaczął standardową rozmowę konduktor-jestem Stan Shunpike, tam siedzi kierowca-wskazał ręką małego człowieczka-Ernie Prang-wskazany uniusł czapkę na powitanie- dokąd panienkę zawieźć?
   -Na Pokątną-odparła, a następnie zapłaciła 11 synkli.
   Podróż przebiegała względnie normalnie. Dziewczyna zastanawiała się jak to bedzie. Tonks jest mugolakiem, ona zaś czystej krwi. Nikt ze szlachetnych rodów nie poprze takiego związku. Ona sama kilka mięsięcy temy skrzywiłaby się gdyby ktoś powiedział jej, że będzie szła na randkę ze szlamą. Znała Teda od niedawna, jednak miała wrażenie, iż znają się od dzieciństwa. Panna Black wiedziała o nim więcej niż o swojej rodzinie. Kochała go już od pierwszego wrażenia.
   Poznali się na szlabanie, który dostali od profesor, Minevry McGonagall. Mieli razem patrolować korytarze. Miło im się rozmawiało, później poszli do Herbaciarni Madame Puddifoot w Hogsmade. Dopiero tam dowiedziała się od niego, prawdy dotyczącej jego statusu krwi. Co dziwne nie przejęła sie tym.
 
   Z rozmyślań wyrwał ją Stan Shunpike.
   -Pokątna!
   Blacówna udała się do umówionego miejsca.
    Kilka godzin później...
   Świetnie im sie rozmawiało, Ted zaskoczył dziewczynę, swoim wyglądem. Bowiem specjalnie dla niej wystroił się, wcześniej nigdy go nie widziała w garniturze, stawiał on na luz. Doszedł do wniosku, że raz na jakiś czas dla Andromedy może robić taki mały wyjątek.
 
   Jedli razem kolacje w małej restauracji. Rozkoszowali się swoim towarzystwem. Popijali ognistą whishy.
    Dziewczyna poczyła pieczenie w gardle. Było warto powoli zaczęła czuć odwagę. Po trzech szklankach, wezbrała w sobie siłę. Nachyliła się nad stolikiem i pocałowała Edwarda, ten po nie mniejszej ilości alkoholu w organizmie, oddał pocałunek.
   Stracili poczucie czasu, ognista dotrzymywała im towarzystwa do rana.
 Następnego dnia, blisko pory obiadu, jakieś dwie godziny do spotkania, Malfoy Manor
   Lucjusz siedział przy kominku, to było jego ulubione, miejsce rozmyślań. Tylko tam mógł się naprawdę odprężyć. Nie chciał tego spotkania. Podobno ktoś widział rano Andromedę z tą szlamą. Młody arystokrada, czuł się źle na myśl, że będzie musiał rozmawiać z nią, zdrajczynią! Postanowił zaprosić jednego ze swoich niezawodnych kolegów.
   ,,Może Evan", przyszło na myśl Malfoy`owi. ,,To w końcy rodzina." Rosier jednak uznał, że nie warto. Tłumaczył się tak:
    ,,Sorry, ale tam może być Bellatrix, a my nie jesteśmy w dobrych stosunkach, wiszę jej kasę i takie tam. Będzie zła, jak mnie zobaczy. Spytaj Rookwooda, ta Augustus lubi imprezy, poza tym tam będzie jeszcze moja druga kuzynka, może mu sie poszczęści, albo Nott?"
     Arystokrata zgniutł list od kolegi. ,,Zawsze możesz na mnie liczyć."mawiał Rosier.
    Evan był wysoki miał około metra siedemdziesięciu wzrostu. Nosił luźne ciuchy, zazwyczaj koszulę w kratę i jeansy. Miał ciemne krótkie włosy. Ciemne oczy, krzaczaste brwi, zakrzywiony nos, zawsze wigiete usta, nad którymi był mały pieprzyk.
    Lubił imprezować. Często się uśmiechał, można o nim mówić, że wykonywał pracę klauna w towarzystwie znajomych. Rozśmieszał ich przy każdej okazji. Dla nieznajomych, nie dależących do ,,elity" był wredny, opryskliwy oraz krytyczny. Nie przepadał za tłumami. Wolał małe skupiska ludzi, co innego mówił po ognistej. Wtedy żadne towarzystwo nie stanowiło dla niego problemu. Na trzecim roku zrezygnował z Historii Magii, zamiast niej wpisywał w swój plan lekcji ,, przerwa na budyń" Zdecydowanie był optymistą. Miał jedną wadę, był zbyt szczery.
    Lucjusz uznał, że może zaprosi Rookwooda.
    Augustus miał długie rude włosy, czesał je w kitka i chował w koszulkę. Był niskiego wzrostu, w przeciwieństwie do kolegów ważył dość sporo. Jego oczy były zielone, jak trawa w Irlandii. Usta maił wykrzywione w wiecznym grymasie. Nos nieco zadarty,krzywy, dodawał mu uroku. Charakteryzował go pesymizm. Mówiono o nim ,,czanowidz``. Jednak on i Lucjusz mieli wspólny język, mianowicie trucizny, stare zapomniane zaklęcia, groźne zwierzęta, które otrzymywały najwiecej punktów w klasyfikacji MM. Lubili sie i to bardzo, chodź Malfoy nie pochwalał zamiłowania kolegi do bijek, lubił go. Wiedział też, że zaproszenie jego nie wchodziło w grę. Pewnie powiedział by coś Andromedzie, np. o tym co on sądzi o jej zwiazku z mugolakiem. Tak lepiej niech daruje sobie towarzystwo Rookwood.
    W takim razie pozostał Nott. Bladoskury, wiecznie ukryty w cieniu, ciemne włosy, oczy. Trochę pieprzyków, jednak wydawł się odpowiedni. Mało mówił. Nie wdawał się w dyskusję, odpowiadało mu tylko dowarzystwo Lucjusza, tylko z nim rozmawiał. Unikał ludzi, żadko kiedy wychodził w weekendy z dormitorium. Trzymał się arystokraty, wzorował się nim. Razem robili lekcje. Chodzili też do klubu ślimaka. William Nott, był idealnym kandydatem, w porównaniu do poprzednich.
    Lucjusz postanowił nie zwlekać, napisał do niego krótką wiadomość i czekał.
15 minut później
    Z kominka wyłoniła się głowa Notta.
   -Na którą to przyjęcie?
   -Na trzynastą-odpowiedział blondyn, mimowolnie się uśmiechną-przyjdziesz?
    -Nie wyrobie się-odparł William-ale możesz poprosić Ev...
    -Nie-uciął szybko Lucjusz-chcę ciebie. Postaraj się, na pewno dasz radę, co ty możesz mieć takiego ważnego do roboty?
    -Jest u mnie babcia, ma pójść wieczorem. Właśnie takie spotkania zwykle są organizowane później, tak gdzieś o dziewietnastej, dwudziestej.
    -Tak, ale oni chcieli na trzynastą.
   -Sorry, rodziców nie ma, więc to ja muszę zająć się staruszką, poradzisz sobie.
    Głowa Williama znikła. Lucjusz westchnął. Nie tak wyobrażał sobie wakacje.
    Było bardzo gorąco, słońce uwzięło się na każdego bez wyjątku, jakby tego było mało na niebie nie było, ani jednej chmurki. Trawa w ogrodzie państwa Malfoy nie była już zielona, tylko lekko szara. Stawek tracił spore ilości wody. Skrzaty co chwila wycierały się swoimi chusteczkami, które przywiązywały do rąk.
    -Lucjusz, jesteś gotowy?-zawołała kobieta z góry. Schodziła po schodach żwawym krokiem. Miała na sobię ciężką zieloną suknię, sięgającą jej do kostek. Idealnie zgrywała się ze szpilkami. Długie włosy pani Malfoy upieła w staranny kok. Nie założyła żadnej biżuterii. Wyglądała pięknie, jednak w taką pogodę... cóż jak kto lubi. Zza pleców wyciągnęła bukiet kwiatów, były to narcyzy.
    -Tak jestem gotowy mamo, ale po co te badyle, i tak zwiędną.
    -Może i zwiędną, ale pierwsze wrażenie jest bardzo ważne-powiedziała nieco niepewnie-masz, dasz to Andromedzie.
     Mataka i syn czekali na głowę rodziny, aby udać się do domu Blacków. Pan Malfoy wszedł dumnym krokiem, z daleka biła od niego pewność siebie, jednak na twarzy Abraxasa widniał grymas.
      Weszli do kominka, za pomocą proszka fiuu, teleportowali się :
      -Na Grimmauld Place 12!-krzyknął Abraxas Malfoy.
Grimmauld Place 12
     Państwo Malfoy wylądowali w niebieskim salonie. Lucjusz od razu zauważył piękną zieloną trawę za oknem.
     ,,Jak oni to robią?, to musi być sprawka jakiegoś zaklęcia`` pomyślał.
     Do rodziny arystokratów podeszły skrzaty. Co prawda nie mieli płaszczów, żeby je zdjąć, ale tak wypadało. To był ich obowiązek.
    Lucjusz podał jednemu z ich bukiet kwiatów, kazał mu zprowadzić go do Andomedy. Skrzat spełnił jego prośbę i swoje zadanie, bowiem Cygnus kazał Stworkowi zająć się młodym Malfoyem.
    Szli przez długi korytarz do schodów. Uwagę blondyna przykuły głowy skrzatów, na ścianach.
    -Biedny Stworek, musi robić za oprowadzacza, pfff.
    ,,Jego głowa też tam powinna wisieć. Po co trzymać takiego nie miłego, dla gości skrzata?`` Tak, Lucjusz by go ukarał, gdyby tylko należał do niego. Po drodze do pokoju Andromedy, szarooki zastanawiał się jaką karę dałby dla tego skrzata.
    Staneli przed dużymi drzwiami. Wisiała na nich tabliczka z imieniem: ANDROMRDA.
    Weszli do środka. Było tam dość ciemno, jakby ktoś celowo starał się aby w pomieszczeniu było jak najmniej światła. Pomieszczenie było fioletowe, na ścianach nic nie wisiało, żadnych zdjęć, obrazów, tylko sam głęboki fiolet. Pokój miał jedno okno, na wprost drzwi, niestety Lucjusz nie mógł stwierdzić co było za nim widać, ponieważ zasłaniała je ciemna gruba zasłona, ze złotymi zdobieniami. Po prawej stronie stało wielkie łoże. Obok niego biurko, z jasnego drewna, chyba sosny. Blisko okna był mały stolik otoczony sofą, w kształcie litery U. Na niej siedziały dwie młode czarownice, grały w szachy czarodziejów.
   Jedną z dziewczyn Malfoy kojarzył, drugiej zaś wcale.
    Była to drobna blondynka, miała lekko falowane włosy, sięgające ramion. Smukła sylwetka, dość widoczne wcięcie w tali, zgrabne nogi. Zadbane. Zamiast szpilek miała białe trampki, zamiast sukni, cienką sukienkę, sięgającą nieco poniżej kolan, była z cienkiego materiału, ale nie prześwitująca, z wysokim dekoldem. Zdobiły ją duże czarno-złoto-białe kwiaty. Naszyjnika, ani kolii nie miała, nawet branzoletki, tylko jeden średni pierścionek na serdecznym palcu, był na nim chyba herb rodziny Blacków. Miała łukowate brwi, oczy były duże, otaczały je piękne fachlarze rzęs. Tęczówki były brazowe, Lucjuszowi kojarzyły się z piwem kremowym, nie żeby był zaraz uzależniony. Nos średni, nieco zadarty, odstające kości policzkowe i usta, duże, jędrene, lekko czerwonawe. Na jej bladej twarzytce nie było śladu makijażu. Była w 100% naturalna. Szkoda tylko, że jej usta były wygięte w grymasie, a nosek lekko zmarszczony, zupełnie jakby patrzyła na coś śmierdzącego, czego bardzo nienawidziła.
*Świergotnik- jest afrykańskim ptaszkiem o jaskrawym upierzeniu. Jego śpiew z początku miły dla ucha, z czasem doprowadza do szłu. Pióra mają ogromną wartość, tak jak i przepięknie nakrapiane jaja, składane przez ptaka. Na nieprzyjemne dźwięki jest rada, trzeba nakładać co miesiąc zaklęcie wyciszające. Do trzymania potrzebna jest licencja.
Klasyfikacja MM: XXX Informacje zostały pobrane z książki ,,Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć`` Newta Skamandera (wersja kieszonkowa, moja własna kolekcja)
**,, powinnaś sobie poradzić`` zgodnie z klasyfikacją MM, ,,odpowiedzialny czarodziej powinien dać sobie radę, ojciec Narcyzy uważał ją za odpowiedzialną, taki z tego wniosek.
 
zdjęcie przesłane do Lucjusza ze spotkania klubu ślimaka, przez Slughorna.
 

 
 






 
 
 




 






 

 


6 komentarzy:

  1. Mam tylko jedną prośbę — pisz dalej! Nie spodziewałam się, że twoje opowiadanie może być aż tak wciągające, bez obrazy, oczywiście.

    Patrząc od strony technicznej, zdarzają się drobne błędy, ale nie są one jakoś szczególnie rażące.
    Piszesz ciekawie, z fabułą ci się także udało. :)
    No i to jest mój ulubiony pairing hetero, więc kolejny plus.

    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, każde wsparcie jest ważne. Cieszę się, że rozdział pierwszy się komuś podobał. Postaram się aby kolejne rozdziały też przypadły ci do gustu. Wiem, iż popełniam błędy, ale staram się jak tylko mogę, aby było ich jak najmniej.

      Usuń
  2. Blog został dodany do Katalogu Euforia.
    Pozdrawiam, Białko :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest trochę błędów, ale nie dużo.
    Najlepiej załatw sobie betę, wtedy nie będziesz musiała się za bardzo takimi drobiazgami w tekście.
    W każdym razie treść jest genialna:)
    Polubiłam to opowiadanie, a dopiero prolog i rozdział 1 za mną ;)
    Dlatego + dla ciebie
    Weny :*
    Aki Aki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawka xD
      Najlepiej załatw sobie betę, wtedy nie będziesz musiała się za bardzo takimi drobiazgami w tekście "przejmować".

      Usuń
    2. *musiał
      Ortografia nie jest moją mocną stroną, ale staram się jak tylko mogę. Dziękuję za komentarz.

      Usuń