25 kwi 2016

Rozdział 4 ,,Spotkanie w Mungu"

Rozdział zawiera scenę +18 i brzydkie słowa. Czytasz na własną odpowiedzialność.


Przed Purge & Dowse Ltd.


     Młodzi czarodzieje wracali z św. Munga. Złamana kończyna Rosiera została poskładana, jednak musiał on zostać dłużej na obserwacji. Impreza zakończyła się w raz z pójściem do szpitala, bez Evana nie było zabawnie.

    -O której przestałem pić?

    -O...-Lucjusz zerknął na zegarek, aby odpowiedzieć Rockwoodowi- szóstej pięćdziesiąt dziewięć.

    -Aha, a teraz która jest?

    -Równo siódma.


    -To może ja jednak pójdę do siebie.



      Tak też zrobił, nie był w stanie się przeteleportować. Malfoy miał szczęście, że Nott mało wypił. Teraz miał choć jedną osobę do pomocy przy wydawaniu skrzatom poleceń. Zwykle po takich imprezach Lucjusz mówił do nich ,,posprzątajcie", ale one wracały aby się pytać o różne błahostki. Takie jak ,,to chyba pasek od spodni pana kolegi, odesłać mu to?" i takie inne. Przez to blondyn nie mógł spać, musiał cały czas stać z boku i nadzorować, według niego krnąbrne skrzaty. Koledzy bez słów, bo te nie były im potrzebne przeteleportowali się do Malfoy Manor na gigantyczne sprzątanie.




Grimmauld Place 12
      Dziewczyna pielęgnowała swój mały raj. Kończyła sadzenie tulipanów. Ojciec zaproponował jej wyjazd do Paryża. Mieli lecieć jutro po obiedzie na kilka dni, bądź tygodni. Kiedy Narcyza napisała o tym siostrze, ta od razu postanowiła wrócić do domu. Przecież tu chodziło o Paryż... Wracając do tematu, blondynka zajmowała się ogrodem. Przed wyjazdem chciała odwiedzić kuzyna, miała zamiar spytać się go o co mu chodziło z tym listem. Teraz jednak musiała się do niego udać, żeby choćby dotrzymać mu towarzystwa. Biedaczek złamał nogę. Dziewczyna zastanawiała się tylko jak, przestała się tym przejmować kiedy Cygnus wspomniał, że kuzyn był trochę podpity. Dla niej sprawa była jasna.



       Wybrała dla Rosiera fiołki, chciała na początku zerwać dla niego róże, jednak Evan to Evan, nawet różą może coś sobie zrobić. Położyła kwiaty na stole, po czym ruszyła do swojego pokoju. Te lato było naprawdę bardzo gorące, słońce męczyło dosłownie każdego. Po wysiłku fizycznym pot spływał z dziewczyny strumieniami. Nie chciała wejść do szpitala mokra od potu, zgarnęła z pokoju cienką, niebieską sukienkę. Poszła w stronę łazienki. Szybki prysznic i do kuzyna. Przynajmniej miała coś do roboty, była to też dla dziewczyny idealna wymówka, inaczej musiałaby siedzieć z Andromedą i doradzać jej w sprawie ubrań. Pakowanie się nie było mocną stroną Narcyzy.

     Salon państwa Black pokrył się czarnym dymem. To mogło oznaczać tylko przybycie Bellatrix. Tak tylko ona nie umie jeszcze dobrze korzystać z sieci fiuu. Burza czarnych włosów popędziła na górę.

      -Cyźka! Cyźka!- wrzeszczała czarnowłosa-Cyźka!

      Z toalety wyłoniła się mała czarodziejka, zdecydowanie nie wyglądała na swój wiek. Było widać, że niedawno brała prysznic. Jej włosy nie były dobrze wysuszone, a sukienka gdzieniegdzie miała małe plamki od wody.

     -Idziesz do Munga?-spytała starsza z sióstr, bez ogródek-Idę z tobą!

    -Dobrze, tylko nie wrzeszcz tak. Przecież stoję obok ciebie i nie jestem głucha.

     Bellatrix nie zamierzała słuchać siostry zbiegła na dół. Narcyza westchnęła. Już miała się cieszyć, że to będzie normalny i spokojny dzień, ale nie. Musiała przyjść, Bella, no po prostu musiała.

     Chwyciła kwiaty w jedną rękę, a drugą złapała wyciągniętą dłoń siostry. Narcyza poczuła szarpnięcie w okolicy pępka. Nienawidziła tego uczucia.

    Miła starsza kobieta zaprowadziła czarodziejki do sali chorych. Pielęgniarka zostawiła dziewczyny bez słowa przy łóżku śpiącego czarnowłosego chłopaka.

     -A to gnida-zaczęła niezbyt grzecznie Bellatrix-nawet się nie przywita.

    -Bello on śpi.

     Czarownica pochyliła się nad śpiącym, ona nie znała litości. Wrzasnęła na całe gardło:

    -EVAN, GNIDO WSTAWAJ!

     Rosier zerwał się z łóżka z gniewną miną. Najpierw ośmieszył się przed dziwką, a teraz jeszcze stała przed nim znienawidzona kuzynka i druga kuzynka do której wysłał list, bardzo głupi list.

     Narcyza podeszła do młodego czarodzieja wolnym krokiem. Spokojnie bez zbędnego pośpiechu wręczyła mu bukiet fiołków. Przysiadła na skraju posłania.

    -Chcesz cos do picia?

     Nie potrafił ukryć zdziwienia. To on wysyła do niej list, o zdecydowanie za późnej porze na listy, w dodatku chamsko się w nim wyraża, a teraz ona dale mu kwiaty i jakby nigdy nic pyta się go czy nie jest spragniony. Cała Narcyza.

    -Nie dzięki. Miło, że przyszłaś-wymamrotał-szkoda tylko, iż przyprowadziłaś TO ze sobą-machnął ręką na Bellatrix-ale dobrze wybaczam ci. Pewnie się sama zaprosiła, jak to ma w zwyczaju.

     -TO COŚ, ZWAŻAJ NA SŁOWA MENDO! TY...

     -Jak tam noga?-przerwała siostrze blondynka-Dobrze się czujesz?

    Narcyza zignorowała mordercze spojrzenie siostry.

    -Tak, poczułem się lepiej jak przyszłaś, niestety pogorszyło się zaraz-teatralnie zaszlochał-przez nią-pachnął ręką w stronę Belli.

    -WISISZ MI PIĘĆ GALEONÓW I JESZCZE ŚMIESZ MNIE OBRAŻAĆ! MAM DOŚĆ!

    -Chcesz poznać moje zdanie w tej sprawie?

    -W dupie mam twoje zdanie Rosier!

-W dupie to ty możesz mieć mojego chuja!

    -Przestańcie! Evan jesteśmy rodziną, nie wypada mówić takich rzeczy, Bello jesteś w szpitalu, proszę nie wydzieraj się tak.

     Blondynka miała zdecydowanie dość kłótni, a zwłaszcza w miejscu publicznym. Na Salazara byli w szpitalu, tam przecież są chorzy ludzie, którzy chcą wypocząć.

     -Wychodzę!

     Bellatrix wymaszerowała z pomieszczenia, zamknęła demonstratycznie drzwi. Narcyza westchnęła. Nie miała siły na humorki siostry.

     -Cyziu-zaczął niepewnie chłopak-dostałaś może lis ode mnie?

-Tak.

    -No, eym nie bierz tego do siebie. Wiem, że nie należysz do ludzi rozrywkowych, ale miałem kogoś zaprosić, tak jakoś wyszło padło na ciebie...

     -Dobrze, nie kłopocz się rozumiem. Nie gniewam się.

      Udowodniła mu to szerokim uśmiechem. Afrodyta nie mogłaby się równać z uśmiechem dziewczyny. Prowadzili miłą konwersację, dużo się śmiali, głównie przez Evana.

     -Mogłabyś wyświadczyć mi pewną przysługę?

     -Jaką?

      -Strasznie mi tu nudno. Rodzice maja przynieść mi jakieś książki, ale ja potrzebuję czegoś innego. Poszłabyś dla mnie po jakieś rozbierane pisemka?

     -Takie czasopisma są okropne. Dużo to ty się nie naczytasz.

     -Ale pooglądam sobie, poza tym tam też jest tekst i z niego można się dowiedzieć jakie rozmiary ma dana czarodziejka!

    -Tak, tak bardzo fascynujące, tylko widzisz ja nie wiem gdzie takie coś się kupuję. Na pewno nie ma tego w Esach i floresach.

    Jego ręce rzuciły się na szafkę nocną z boku łóżka, wyciągnął skrawek papieru i nabazgrał na nim adres.

       -Masz, teraz wiesz gdzie. Bardzo cię proszę, barrrrdzo.

       -Dobrze, zaraz przyjdę.

      Choremu się nie odmawia. Niechętnie ruszyła w stronę wyjścia. Blackówna w takim miejscu. Oczywiście ten sklep musiał być na Przekątnej, a gdzieżby indziej? Spokojnie szła w kierunku owej ulicy.

     Po drodze przyglądała się szczegółom. Pierwszy raz szła tą drogą. Ciekawość ją zżerała. Nieznani jej ludzie uśmiechali się do niej. Pomarszczone czarownice, bez zębów. Starzy czarodzieje nie posiadający włosów, krążący wokół jakiegoś sklepu. Mnóstwo zła na jednej pokręconej ulicy. Strach pomyśleć co tu się działo w nocy.

     Przyjrzała się kartce z adresem, potem rzuciła okiem na nazwę sklepu. Nie było wątpliwości. To było to miejsce. Niepewnie otworzyła drzwi, sklep nosił nazwę ,, Rozbierane czarownice, zero esów, czy floresów chyba, że sobie namalujecie." Bardzo zachęcająca nazwa, choć za długa.

      W księgarni, jeśli można tak nazwać to miejsce, było ciemno. To miejsce nie przypominało normalnego sklepu. Regały sięgały do sufitu, przepełnione były magazynami. Puste miejsca na półkach zajmowały uschnięte kwiaty. Zapewne się widziały wody od bardzo dawna. Poza tym wszędzie dookoła było mnóstwo jedzenia. Pachniało niebiańsko. Czekolada, bita śmietana, cynamon, cytryna, coś słodkiego, ogólnie mnóstwo przeróżnych zapachów, od których ślinka ciekła.
 
     Narcyza podeszła do pułki. Skrzywiła się z obrzydzenia, kiedy wzięła do ręki kilka z pism. Rozejrzała się szybko po pomieszczeniu. Była tam tylko ona i sprzedawca, który sprawdzał towar, czyli po prostu przeglądał ,,naughty girls". Dziewczyna znów się skrzywiła. Chwyciła kolejne pisma. Wybrała pięć magazynów ,, B&R get a taste of heaven 2" i trzy ,, P&Z carnal pleasure". Nie znała się na tym ,jednak czuła, że to są jedne z tych pisemek z wyższej pułki, nie dlatego, iż naprawdę wzięła je z wyższej półki.



    Skierowała się w stronę kasy. Położyła magazyny na ladzie i czekała. Kołysała się lekko w przód i w tył. W końcu zakaszlała. Podziałało, sprzedawca ją zauważył. Uśmiechnął się do niej bezczelnie.
 
Kiedy było po wszystkim prawie wybiegła ze sklepu. Przysięgła sobie, że jej noga więcej tam nie powstanie. Miała już iść do Munga kiedy zobaczyła księgarnie, taką normalną z książkami, a nie pismami dla dorosłych. Postanowiła, że i tak musi zakupić coś do czytania co mogłaby zabrać do Paryża. Wybrała ,,history of flowers" zachęcił ją tytuł.


Mung

    Lucjusz rozmawiał z Evanem o jego nodze. Ten drugi w ogóle się nie przejmował. Dla niego to nic nie znaczyło, że schlał się aż tak bardzo. W sumie dla blondyna też, po dwóch krwawych mary czuł się jak nowo narodzony.

     Rozsiadł się wygodnie na krześle. Ktoś wszedł do pomieszczenia. Była to drobna blondynka, kasztanowych oczach. Wyglądała jak anioł, cały efekt psuły tylko sprośne magazyny, w jej rękach. Na twarzy chłopaka malował się ogromny uśmiech. Teraz wiedział kto dał Rosierowi te kwiaty, nie miał co do tego wątpliwości.
    Zawstydzona Narcyza szybko podeszła do łóżka kuzyna. Policzki paliły ją ogniem. Nie chciała aby ktoś w Hogwarcie dowiedział się, że Blackówna czyta, a raczej ogląda ,,P&Z carnal pleasure". Nie miała przyjaciół, ale mimo to wolała aby ta sprawa została w tajemnicy. Znając złośliwego Malfoya, wszyscy będą myśleli o niej Bóg wie co.


      Nozdrza zafalowały dziewczynie, cichym głosem wyszeptała:

     -Proszę, masz-podała Evanowi pisma-miłego oglądania erotomanie pieprzony.

    Dwa ostatnie słowa słyszała tylko ona. Wybiegła z sali. Kiedy tak biegła wciąż w głowie miała śmiech kuzyna i Malfoya. Samotna, zagubiona łza spłynęła po rozgrzanych policzkach dziewczyny.

       Blondyn trzymał się za brzuch. Od kilku minut nie mógł nad sobą zapanować.



Kilka dni później, Francja
      Narcyza siedziała w salonie. Jej ojciec wybrał, zdaniem dziewczyny najładniejszy hotel, jaki mógłby wybrać. Właśnie czytała książkę pt.,,history of flowers", którą kupiła względnie niedawno. Dowiedziała się z niej dużo o swoich ulubionych kwiatach i o swoim kwiecie, a tak konkretnie o narcyzie. Najbardziej spodobał jej się taki fragment:


 
,,Narcyz zakochał się sam w sobie. O całym świecie zapomniał wpatrzony w zwierciadło wodne. W końcu umarł z próżnej tęsknoty, a gdy go złożono w ziemi, na grobie wyrósł kwiat o białych płatkach i złotym sercu, który nazwano narcyzem."

     Pewnie zastanawiacie się czemu dziewczyna siedzi w salonie i czyta, zamiast zwiedzać miasto miłości. Miała taki zamiar, ale Cygnus wolał poddać się masażom, w hotelu, a Andromeda postanowiła spędzać więcej czasu w sklepach, niż z siostrą gdzieś w jakimś muzeum. Blondynka nie chciała zwiedzać sama. Jednak chyba nie miała wyboru, zdążyła się przyzwyczaić, że zwykle nic nie idzie ostatnio po jej myślach. Po skończonej lekturze ruszyła do kuchni. Wzięła parę łyków coca-coli (jest w sprzedaży od 1886, bez konserwantów), a następnie ruszyła do wyjścia.
Postanowiła zacząć zwiedzane od Bazyliki Sacré-Cœur.

W tym samym czasie, tylko, że w Londynie

     Lucjusz siedział w bogato zdobionym salonie. Matka znów namówiła go na spotkanie towarzyskiego. Jej wiecznie było mało. Przeklinał słońce. Musiał siedzieć w dobrze dopasowanym garniturze obok rudowłosej dziewczyny, która wręcz pożerała go wzrokiem. Czuł, że materiał przylega do jego skóry. Po czole spłynęła mu strużka potu. W Malfoy Manor było znacznie zimniej. Wszystkie okna były pozamykane, dzięki czemu chłopak nie odczuwał gorących promieni, tu okna były pootwierane. Zorientował się też, że nogi zaczynają lekko przyklejać się do sofy. Istne piekło. Jakby tego było mało, dziewczyna przysuwał się do niego.

    Musiał przyznać, iż była całkiem ładna. Wielkie, zielone oczy, mały, zgrabny nosek, spore usta. Kości policzkowe prawie nie były widoczne, policzki jej się lekko zaczerwieniały, kiedy Lucjusz na nią spoglądał. Piękną twarzyczkę zdobił uśmiech. Najlepsze w niej były włosy. Zdecydowanie włosy, długie, kręcone i rude. Chłopak miał wrażenie, że płonęły.

    Spoglądała mu prosto w oczy. Przywarła do ramienia Malfoya.

    -Odsuń się.

    Warknął do niej, niezbyt grzecznie, ale ona się tym nie przyjęła. Nadal się uśmiechała. Wydawała się być zadowolona. Mruknęła cichutko. Złapała mocniej jego ramię. Położyła na nim głowę, a następnie ocierała nią o niego.

    Lucjusz nie ukrywał, że to mu się podoba. Dawno nie miał okazji aby cóż, mówiąc, ach przepraszam pisząc uprawiać seks. Teraz czuł taką potrzebę. Jakby tu nie skorzystać.

     Sięgnął do kieszeni marynarki. Wyjął z niej gumkę, nie taką o jakiej pomyślałeś/aś. Związał włosy, które zawsze w takiej sytuacji mu przeszkadzały. Szybkim ruchem przyciągnął dziewczynę do siebie. Wskoczyła mu na kolana. Chichotała zadowolona. Nogami ocierała się o jego nogi, to mu się już nie podobało. W innym wypadku byłby zadowolony, jednak Roza, miała bardzo włochate dolne koniczyny. Paznokciami u nóg drapała jego łydkę. Tego było za wiele. Przestał ją obmacywać. Dziewczyna skrzywiła się. Nie tego się spodziewała.

    -Czemu przestałeś?

    -Drapałaś mi łydkę.

    -Co?-szybko spojrzała w dół-ach mój błąd. Zapomniałam wynieść kota.

    Zerknął w dół. Obok jego nóg spał rudy kot. Chwycił do, ruszył ze zwierzęciem do drugiego pokoju. Położył go na dywanie. Kot nie otworzył nawet oczy, po prostu spał.

    Chłopak wrócił, zamknął drzwi. Usiadł obok ciężko dyszącej Rozy. Bez zbędnych słów, zaczęli kontynuować zwiedzanie swoich ciał. Kiedy się całowali Lucjusz pomyślał o kocie, gdzieś kiedyś widział podobnego. Wytężył mózg, tak w domu Blacków. Taki sam kocur łasił się do drobnej blondynki. Na jej wspomnienie uśmiechnął się, westchnął przeciągle, rudowłosa źle zimpretowała ten gest. Wsunęła rękę pod koszulę chłopaka. Drugą dłoń zacisnęła na jego krawacie.

     Lucjusz myślał o Narcyzie, zmarszczył czoło, bił się z myślami, jednak wiedział, że wolałby ją zamiast Rozy w tej chwili. Trochę żałował. Pokręcił głową. Jego myśli zmierzały w złym kierunku.

     Chłopak długo nie czekał sięgnął ręką do stanika dziewczyny, ruda pisnęła z zachwytu. Położył rękę na jej plecach i zaczął jechać nią w dół. Powoli, bez pośpiechu ściągnął jej bieliznę. Sukienki już dawno się pozbył. Kiedy ona leżała już całkiem naga, Lucjusz zaczął ściągać koszulę, następnie spodnie i resztę. Roza pisnęła ze szczęścia. Oblizała wargi.

     Szybko w nią wszedł. Kiedy się tak kochali blondyn obiecał sobie, że odwiedzi jutro Narcyzę.


Francja,Bazylika Sacré-Cœur

      Dziewczyna była bardzo zadowolona. Pogoda jej sprzyjała. We Francji było zimniej, przyjemny wiatr chłodził Narcyzę. Długo zwiedzała bazylikę. Strasznie się jej podobała. Zwróciła uwagę na dwóch jeźdźców. Zastanawiała się ile trzeba czasu aby wyrzeźbić coś tak pięknego. Obróciła się na pięcie teraz miała zamiar zwiedzić Kościół de la Sainte-Trinité, który znajdował się bardzo blisko. Oczywiście wieżę Eiffla też miała zamiar odwiedzić, ale potem, może jutro.


    Zderzyła się z kimś. Jej głowa walnęła o umięśnioną klatkę piersiową. Spojrzała w górę i wymamrotała:


   -Emm... przepraszam-szybko poprawiła się, zapomniała, że była w innym kraju-désolé.


     Chłopak uśmiechnął się do niej.


    -Soyez prudent lors de la marche.


   Co on tam do niej powiedział? Zastanawiał się, nie za dobrze znała francuski. Chyba chodziło mu o coś związanego ze spacerem. Ułożyła w głowię odpowiednią odpowiedź.

    -Tak to może ja już... ymm to znaczy si... ech.

    -Skąd jesteś?

    -Co?-tego się nie spodziewała, szczęście uśmiechnęło się do niej, chłopak znał angielski i to dobrze.-Z Londynu, przepraszam, że na ciebie wpadłam zagapiłam się.

   -Nie ma sprawy.


    Miała odejść, ale zdała sobie sprawę, że nie za bardzo wie którą drogą dotrze do kościoła de la Sainte-Trinité.


     -Mógłbyś mi powiedzieć jak najszybciej dotrzeć do kościoła la saintle, eee... nie to jakoś inaczej się nazywało de la sain-coś tam i jeszcze coś tam dalej?


    -Do kościoła de la Sainte-Trinité?


    -Tak tego właśnie.

    -Choć za mną. Pozwiedzamy razem, jeśli nie masz nic przeciwko.

    -Nie mam.

    Zastanawiał się czy to aby na pewno był jej głos. W normalnych okolicznościach nie zgodziłaby się tak szybko. To nie w jej stylu. Przecież go nie znała, mimo to czuła, że to dobry chłopak. Ruszyli dalej razem. W połowie drogi francuz spytał:

    -Jak się nazywasz?

   -Och-zaskoczył ją tym pytaniem, otrząsnęła się i wyksztusiła-Narcyza Black, a ty?


     -Aleksy Baptiste. Piękne masz to imię, bardzo lubię narcyzy.


      Uśmiechnęła się, czuła, że będzie jej się dobrze rozmawiało z tym chłopakiem.

    Francuz miał piękne oczy w odcieniu wzburzonego morza. Dziewczyna nie mogła nie patrzeć w nie. Przyłapywała się na tym podczas drogi. Cały czas musiała zadzierać głowę, chłopak musiał mieć około metra osiemdziesięciu. Gęste, czarne włosy nie były ułożone. Miały pełna swobodę, sterczały na wszystkie strony, to też spodobało się dziewczynie. Większość chłopaków jakich znała miała starannie ułożone fryzury, jednak nie Aleksy. Te imię takie ładne, niespotykane. Bardzo się jej podobało, kiedy prowadzili konwersację często go używała, starała się wymawiać je na różne sposoby. Zauważyła, że on też bardzo często zwracał się do niej po imieniu, wymawianym na różne sposoby, każdy z nich przypadł jej do gustu.

     Chłopak miał luźną koszulę, w kolorze swoich oczu i czarne spodnie. Wyglądał jak normalny człowiek, właśnie człowiek. W tym problem to mugol, nie będą mogli się zaprzyjaźnić. Wielka szkoda, już zaczynała go lubić. Te iskierki w jego oczach, uśmiech a twarzy, nos, którzy nie pasowałby nikomu innemu tylko jemu. Nie do opisania. Prosta postawa, spokoje ruchy, kojący głos. Taki miły, to pierwszy chłopak, z którym Narcyzie się tak dobrze rozmawiało.
W kościele było cudnie, niestety dziewczyna zwracała całą uwagę na usta Aleksego, które opowiadały jej o historii tego miejsca. Można powiedzieć, że był jej przewodnikiem. Zwiedzili też Kościół Saint Roch. Rozstali się przy kafejce, na przeciwko jej hotelu.


    Zataczała kręgi łyżeczką. Mieszała swoją herbatę odkąd tam usiedli, czyli pół godziny temu. Zdała sobie sprawę, że zdążyło się ściemnić, było coraz zimniej, odczuwał lekki głód. Dopiła napój i ruszyła przed siebie. Na jednym ze słupów dziewczyna dostrzegła ulotkę z napisem: ,,Otwórz oczy na świat!" Narcyza zamyśliła się dziwne motto. Ustała jak słup soli. Zdała sobie sprawę, że widziała w spodniach Aleksego cos podłużnego, różdżkę. Jaka ona była głupia, to był czarodziej, a ona uświadomiła to sobie kiedy on odszedł. Zwiesiła głowę, straciła szansę od losu. Westchnęła i poszła, gorąca kąpiel i kieliszek wina, tylko o tym myślała.






Wszelkie tytuły magazynów, jakie znaleźliście w tym rozdziale zostały wymyślone przeze mnie.
 

 
Tak według mnie wygląda kot Narcyzy.
 

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz