15 kwi 2016

Rozdział 3. ,,Ognista potrafi poprawić humor."

     Narcyza przeklinała intensywny deszcz. Z pośpiechu zapomniała podstawowych rzeczy, czyli różdżki i parasolki, jeszcze na dodatek musiała wracać się po kilka galeonów i w razie czego mugolskie pieniądze. Przed domem handlowym Purge & Dowse Ltd ktoś stał. Blondynka przyspieszyła kroku. Teraz miała pewność, że widzi Andromedę.

     Starsza siostra trzęsła się z zimna. Lekko pochylała się do przodu, a potem do tyłu. Była cała przemoknięta, wręcz do suchej nitki. Na widok blondynki, rozpromieniła się. Pomachała jej zachęcająco ręką.

    -Nie możemy wejść do Munga-zaczęła spokojnie blondynka-jesteśmy niepełnoletnie i z całą pewnością...

    Nie dane jej było dokończyć. Kasztanowłosa zaczęła wyjaśniać w pośpiechu.

   -Tak wiem, ale byłam w szoku. Nie zastanawiałam się nad tym zbytnio. Po prostu wybrałam to miejsce losowo. Nie wiem co robić, ale ty na pewno już wiesz, jesteś taka mądra i potrafisz racjonalnie myśleć w takich sytuacjach. Proszę Cyziu pomóż mi.

    Andromeda nie myliła się Narcyza w Błędnym Rycerzu wszystko przemyślała.

    -Pomogę ci. Na początku pójdziemy do jakiejś mugolskiej apteki, masz różdżkę?


     -Tak mam.

    -Dobrze. Później znajdziemy jakąś restaurację, bądź bar. Tam coś zjemy, osuszymy się, a ty na spokojnie zrobisz test. Wszystko mi opowiesz. Następnie wrócimy do domu


-Tak jasne.

      Dziewczyna nie powiedziała tego głośno, jednak nie zamierzała wracać z siostrą. Chciała ochłonąć, ale nie w domu, do którego w każdej chwili mogła wpaść Bellatrix, która nie darzyła brunetki zbytnią sympatią, natomiast z Narcyzą świetnie się dogadywała. Blondynka miała dobry kontakt z każdym człowiekiem z rodziny Blacków.

    Młode czarownice ruszyły. Dzielnie brnęły przez deszcz. Szły przez prawię godzinę. Na końcu ulicy dostrzegły małą aptekę. Wręcz rzuciły się na nią. Kiedy były w środku Andromeda zaczęła się pocić. Chodziła po pomieszczeniu w kółko. Dziękowała Salazarowi za młodszą siostrę, która przejęła inicjatywę. Narcyza wiedziała, że jej siostra nie wie co teraz zrobić, zapewne też czuła się niezręcznie, dlatego postanowiła ją wyręczyć. Ruszyła wolnym krokiem do lady.

    Przez pięć lat nauki w Hogwarcie przywykła do krzywych spojrzeń rzucanych jej na każdym kroku. Przyjęła na twarz tę nie wyrażającą żadnych emocji maskę obojętności, pracowała nad nią długo teraz była pewna, że było warto. Bez żadnego skrępowania, poprosiła mugolaczkę aby ta podała jej test ciążowy. Mimo wykrzywionych ust ekspedientki blondynka nadal miała obojętna minę.

    Po chwili starsza kobieta wróciła, nie wydawała się miła. Można powiedzieć, że rzuciła produkt na ladę, na jednym wydechu podała cenę.

    Brązowooka wyjęła z kieszeni 50 euro. Była dumna z siebie, że o wszystkim pomyślała. Po wydaniu reszty, zapakowała test do głębokiej kieszeni, schowała pieniądze, podziękowała kobiecie i ruszyła do chodzącej w kółko siostry. Nawet nie zamierzała jej niczego wypominać, nie zamierzała jej też pocieszać. Miała co do tej sytuacji mieszane uczucia.

      Wiedziała, że teraz musza znaleźć tylko restaurację, oczywiście z toaletami. Mogła powiedzieć co ktokolwiek, jednak tego nie zrobiła. Bez słowa poszła do wyjścia, złapała brunetkę i wyszła, ciągnąć ją za sobą. Miały szczęście, a zarazem pecha. Ta przeciwko znajdowała się restauracja, jednak jedyne wolne miejsca były na dworze. Ruszyły dalej, nie widziały sensy tam zostawać. Po kolejnej godzinie znalazły odpowiednie miejsce.

     Dziewczyny zamówiły dwa kubki gorącej czekolady i szarlotki. Andromeda namówiła Narcyzę, aby ta poszła do łazienki wraz z nią. Po rumieńcach na jej twarzy blondynka wyciągnęła argumenty za i przeciw, te pierwsze wygrały.

     Młodsza z sióstr czekała za drzwiami do kabiny, w której znajdowała się brunetka. Nadal miała maskę obojętności na twarzy, powoli zamykały jej się oczy. Nie na takie wakacje czekała. Na początku blondyn z chorą nogą, potem list od siostry i teraz to. Dziś była bliska zawału trzy razy.

     Rozmyślania przerwały jej otwierające się drzwi od kabiny.


     -Cyziu...

     -Niedługo się odwodnisz, nie płacz tyle.


     -Cyziu...

     -Nie jęcz! Pokarz to!


     -Cyziu...

     -No pokarz!

     Blondynka odetchnęła z ulgą. Nie wyobrażała sobie co by było gdyby Andromeda jednak była w ciąży. Teraz wreszcie blondynka mogła dać siostrze porządny opieprz. Czekała na tę chwilę.

      Piły czekoladę i rozmawiały, głównie to Narcyza mówiła, jaka to ma nierozważna siostrę. Straciły poczucie czasu. Kiedy słońce świeciło, prawie pełnia blasku Cyzia machnęła różdżką, chciała tylko znaleźć się już w swoim łóżku. Po dyskusji z Andromedą nie
miała na nic siły, na dodatek siostra nie chciała z nią wrócić do domu, powiedziała, że przenocuje u koleżanki. Blondynka nie wierzyła jej, jednak w obecnej chwili miała to w nosie. Nawet nie skrzywiła się kiedy Błędny Rycerz ją ochlapał. Do domu wróciła około godziny dziewiątej rano.
 
Grimmauld Place 12
      Obudziło go łaskotanie, jakby ktoś gładził go piórem po policzku. Powoli otworzył oczy, ujrzał dwie pary zielonych oczu wpatrzonych w niego. Jakiś rudy kot siedział sobie na nim bezkarnie. Wstał szybko i zaraz tego pożałował. Poczuł jakby kłucie w lewej nodze. Strasznie go piekła. Na dodatek wielki, przebrzydły kocur go podrapał po brzuchu. Jego uwagę przykuła szklanka wody na szafce nocnej. Cóż za miły prezent. Pragnienie go paliło, rzucił się w jej kierunku. Wypił zawartość szklanki jednym duszkiem. Dopiero potem rozejrzał się po pomieszczeniu. Mimo, że obudziły blondyna promienie słońca w pomieszczeniu było ciemno. Tylko przez małą szarą dziurkę  wpadały promienie słońca.

     Ciemne ściany, ciemne meble, ciemne dekoracje. Trafił mu się bardzo ciemny pokój, w którym spokojnie można było dostać depresji.

      Z nudów Lucjusz postanowił się przejść po pokojach. Trzeba było przyznać, że trochę ich było. Jego uwagę znów przykuł rudy kocur, właśnie wślizgiwał się do jakiegoś pomieszczenia. Blondyn ruszył w pogoń za rudą kitą. On mu pokarze, kto tu rządzi.
     Z impetem wpadł do jasnego pomieszczenia. Ujrzał rudzielca na sporej biblioteczce z książkami. Teraz kocur będzie jego. Już mu nie ucieknie, zemsta będzie słodka. Już miał go w rękach, kiedy ta kreatura znów go podrapała, tym razem po rękach.
    -Co ty tu robisz?-delikatny głos wydobywał się z drugiego końca pokoju-Jak śmiesz? Zostaw natychmiast mojego kota! Puść go!
     Usłuchał. Dosłownie puścił kota, ten z hukiem wylądował na podłodze, następnie popędził do swojej właścicielki. Niezły z niego aktor, podkulił nastroszony ogon, zrobił wielkie oczy, skoczył w pościel, kiedy był na kolanach Narcyzy żałośnie zamiauczał.
     Krótko mówiąc, a raczej pisać blondynka była wściekła. Niedawno wróciła z trudnej rozmowy, przemokła do suchej nitki, wcześniej zaopiekowała się blondynem, a on co? Maltretuje jej kota. Dziewczyna przybrała minę zabójcy i czekała na dalszy rozwój tej sprawy.
     -Ymm-wymamrotał niezbyt mądrze-szukałem toalety.
   Zmarszczyła brwi, aby potem unieść jedna z nich.
    -Tak oczywiście, bo do załatwiania się potrzebny był ci koniecznie kot! Jeszcze na dodatek go przestraszyłeś, spójrz na niego cały się trzęsie.
     Załatwiła go. Odebrało mu mowę. Teraz nie wiedział co ma zrobić. Co za paranoja, on Lucjusz Malfoy pierwszy raz nie wiedział co ma zrobić, w takiej sytuacji, pierwszy raz dziewczyna go tak perfidnie załatwiła, gierką słów. Skamieniał, spojrzał jej w oczy, zobaczył w nich prawdziwy ogień wokół swojej twarzy. Niedobrze, z każdą sekundą sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Kiedy o tym pomyślał zdał sobie sprawę z tego, że nie ma na sobie koszulki. Dawniej to nie stanowiło by to problemy, wręcz przeciwnie. Jednak przy Narcyzy, jeden z jego największych atutów się nie liczył, stanowił gwóźdź do trumny.
     -Umieraj się, daje ci pięć minut, potem od razu się teleportujesz. Jasne?
      Stanowczość w głosie blondynki nie pozwolił mu zaprzeczyć. Po prostu sztywno kiwnął głową. Kierował się powoli do wyjścia, gdy nagle przypomniał sobie pewną sytuację. Dręczyło go to już od dłuższego czasu, więc uznał, że pora to wreszcie wyjaśnić. Spokojnie żeby nie przestraszyć dziewczyny zaczął iść w jej kierunku. Usiadł na łóżku, ale przed tym dokładnie oszacował względnie bezpieczne miejsce. Nie chciał siedzieć zbyt blisko, ani za daleko. Usiadł po środku.
     Blackówna otwierała usta, zapewne po to aby opieprzyć blondyna, jednak ten perfidnie jej przerwał.
     -Chciałbym wyjaśnić pewna sprawę. Wtedy w tym rogu, ja nie chciałem ymm, to znaczy w pewnym sensie chciałem, ale...-szukał odpowiednich słów. Skarcił sam siebie w myślach, mógł przecież to wszystko przemyśleć on jednak tego nie zrobił. Jak zwykle tracił przy niej odpowiednie słowa.
      -No mów, jeśli już musisz.
    Mimo hardych słów w środku dygotała. Już dawno przyszła sama przed sobą, że boi się Malfoya. Teraz siedział blisko niej i próbował coś jej przekazać. Nie zamierzała mu ułatwiać sprawy, chciała być twarda, nie uległa, po prostu była obojętna na jego słowa.
     -Może zapomnijmy o tamtej sprawie-chciał wszystko wytłumaczyć, niestety nie potrafił. Co miał powiedzieć? Chciałem cię tylko przestraszyć, bo lubię znęcać się nad innymi uczniami, nie z mojego domu? Bez sensu. Po dłuższej chwili namysłu dodał-Przepraszam, czy teraz możemy zapomnieć?
     Blondynkę na chwilę zamurowało. Miała zapomnieć o tym, że prawie przez niego zemdlała ze strachu? Miała zapomnieć o jego różdżce przy jej gardle? Zapomnieć to ona chciała o tym, że Błędny Rycerz ją ochlapał, a nie o znęcaniu się. Pamiętała wszystkie takie sytuację, trochę ich było. Nie zamierzała zapominać choćby jednej.
     -Nie. Jeśli to wszystko to zbieraj się już.
     -Nie to nie wszystko. To znaczy, że już wszystko dobrze tak? Nie gniewasz się, przyjmujesz przeprosiny?
    -Nie, nie przyjmuje ich.
     Powoli zaczynał się denerwować. On tu się poświęca przeprasza nawet, a nie robi tego często. Ostatnio przepraszał dwa lata temu. Ona zaś odmawia.
     -Jak to nie przecież przeprosiłem cię.
     Większość dziewczyn za te jedno słowo Lucjusza dałoby się pokroić, ale ona nie, skąd.
     -Wiesz czasem jedno słowo to za mało. Jeśli to koniec to spieprzaj Malfoy.
     Ostanie zdanie powiedziała tak spokojnie, jak gdyby od niechcenia. Powoli wskazała ręką drzwi, nic więcej nie musiała dodawać. Zrozumiał przekaz.
    Przy drzwiach odwrócił się na pięcie aby powiedzieć:
     -Dzięki za wyleczenie nogi i ten, n0-przez chwilę się zastanowił-innych ran. Dzięki też za przenocowanie.
    Uznał, że to wystarczy. Teraz przynajmniej nie będzie mu głupio, że nie podziękował. Blondyn bowiem nie lubił mieć długów, a zwłaszcza nie takich.
    Przy poszukiwaniu koszulki towarzyszył mu rudy kot. Chłopak miał wrażenie, że kocur go pogania. Dał za wygraną i przeteleportował się bez bluzki, szkoda mu było nerwów.
      Narcyza odczekała chwilę po czym ruszyła na palcach do sypialni ojca. Chciała się upewnić, że ten wszystko przespał, zwykle kiedy wracał późno spał do jedenastej lub dwunastej. Nie myliła się. Na wielkim łóżku pod czerwoną kołdrą spał Cygnus. Na twarz dziewczyny wkradł się uśmieszek, tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął. Wydała z siebie cichy jęk kiedy zobaczyła swoje odbicie w lustrze. Wokół głowy miała jasną aureolkę, zrobioną z włosów. Sterczały w cztery strony świata i z pewnością będzie musiała rozczesać je z pomocą zaklęcia.
 

Malfoy Manor

      Rodzice młodego arystokraty nadal nie wrócili. Doskwierała mu nuda, a co jest najlepszym lekarstwem na nudę? Pewnie, że ognista. Nie chciał pić sam, więc zaprosił kolegów. Był ciekawy jak im poszło na misjach, muszą też omówić kolejne spotkanie z Czarnym Panem, które zbliża się szybkimi krokami.

      Lucjusz w białej koszuli i czarnych spodniach czekał przy kominku na swoim ulubionym fotelu. Miał plan na wieczór. Chciał zapomnieć i się zabawić. Picie w wakacje zawsze było dobre, ale picie w Hogwarcie było jeszcze lepsze. Jako prefekt naczelny liczył po cichu na jakiegoś miłego współlokatora. Jeszcze nie wiedział kto to będzie, obstawiał jakiegoś krukona lub ewentualnie gryfona. Puchoni rzadko kiedy byli Prefektami Naczelnymi.

     Pierwszy pojawił się Evan, zresztą on zawsze był pierwszy. Przyprowadził ze sobą skrzata, który niósł dwie ogniste. Chłopak szczerzył się do blondyna. Z impetem usiadł na krześle obok niego, czuł się jak u siebie. Rozkraczył nogi, a następnie sięgnął po alkohol. On w przeciwieństwie do Lucjusza nigdy nie czekał na resztę. Dopiero po przybyciu Augustusa i Williama zaczęli konwersację, oczywiście przy ognistej.

     Grali w pokera i rozmawiali o swoich misjach.

     Rockwood miał tak jak Lucjusz zabić byłego śmierciożercę, który okazał się być zdrajcą. Tylko, że on nie miał takich problemów jak blondyn. Jego partner był profesjonalistą. Mówił chłopakowi co ten ma robić, kierował nim. Poszło im gładko. Zdrajca mieszkał z rodziną w małym domu na końcu Londynu. Augustus jak się wyraził ,,załatwił starego, a jego partner resztę". Nie spotkali po drodze smoka, ani innych stworzeń, które mogłyby im przeszkodzić, co prawda śmierciożerca miał psa, ale nie groźnego. Niestety małego yorka też spotkała śmierć.

      Nott musiał porwać, a następnie przesłuchać jakiegoś człowieka. W tym celu udał się do Irlandii, a tak konkretnie do Dublina. Jego partnerka nie dawała mu rad. Po prostu milczała i włóczyła się za nim. Można powiedzieć, że nie uczestniczyła w misji duchem, tylko ciałem. Sprawnie przeteleportował się z więźniem, jednak ten nie był skłonny do wyjaśnień. William musiał go długo torturować zanim ten wyjawił swoje sekrety. Coś tam o jakiś przeklętych przedmiotach. Takie tam. Później odstawił go do stolicy Zielonej Wyspy i tak zakończył swoją misję. Jego partnerka nie składała z nim raportu, po prostu go olała.

     Rosier dostał zadanie odpowiednie dla jego osoby. Wreszcie mógł się wyżyć. Miał podpalić wioskę w Chinach. Trafił mu się doskonały partner polecił chłopakowi trzymanie się z boku i dokładne obserwowanie. Biedny nie wiedział na kogo trafił, wyszło tak, że to on stał z boku i patrzył jak Evan lata tu i tam rzucając ogniem. Mówił, że świetnie się bawił. Pierwszy raz zaspokoił pragnienie ciągłego ruchu. Misja bardzo mu się podobała chodź poparzył sobie rękę. Nie przejmował się tym zbytnio. Według niego ,,wielki rozpierdol był tego wart".

     Lucjusz przeklinał w duchu Bellatrix i jej poczucie humoru. Dlaczego on? Kiedy opowiadał o swojej misji wszyscy wpatrywali się w niego, nawet skrzaty. Każdy bez wyjątku był zafascynowany. Blondyn na koniec podwinął nogawkę, ukazując długą bliznę, która ciągnęła się wysoko w górę. Pokazał im też kilka ran na plecach i dwie dość małe ranki na ręce. Na koniec prezentacji, kiedy już zapiął koszulę pociągnął spory łyk ognistej.

    Zgodnie ustalili, że tego wieczoru piją aby się schlać. Tak jak postanowili tak zrobili. Zamierzali uczcić wakacje i pierwsze misje.

    Po sześciu kolejkach ognistej, zaczęły plątać im się języki. Bardziej śmiali i rozweseleni postanowili zrobić coś głupiego.

    -Evan wymyśl coś!

    Bełkotali zgodnie, nie musieli długo zachęcać najbardziej spitego.

    -Możemy popływać w orku wodnym.

    -Chodzi ci o oczko wodne?

    -Tak Nott, dokładnie to miałem na myśli, chyba.

    W nocy nie było już tak gorąco jak za dnia, jednak ślizgonom to nie przeszkadzało. Zgodnie zaczęli się rozbierać, Rosier bez skrępowania ściągnął bokserki, jemu wszystko już wisiało co o nim ludzie pomyślą, dosłownie mu wisiało. Wskoczył do wody, nie za dobrze pływał, ale to też mu wisiało. Wszyscy pływali w oczku wodnym, jednak tylko Evan był nagi, reszta miała bokserki. Zapewne rybki miały niezłe widowisko.

    Zabawa szybko im się znudziła. To nie było to czego oczekiwali. Po masie bezsensownych pomysłów Rockwood wpadł na jakiś dobry pomysł.

     -Możemy kogoś zaprosić.

    Chwycili za pióra. Zapraszali każdego kogo znali. Czasami też tych, których nie znali, ale o nich słyszeli. Po godzinie mieli spory stosik listów, jednak im wciąż było mało.

    -Rosier znasz tyle tych dziewczyn na pewno są jeszcze jakieś, które można by zaprosić-zachęcał kolegę Augustus-wysil mózgownicę.

    -Mam trzy niezłe kuzynki, ale jedna to wariatka, a druga ma chłopaka.

    -A ta trzecia?

    -Nie umie się bawić.

    Mimo to postanowili napisać do trzeciej dziewczyny, w końcu czym więcej ludzi tym więcej rozpierdol, nie to nie tak leciało. Wracając do młodych czarodziejów:

     -No pisz do niej!

    Nalegali, aż w końcu Rosier uległ. Szybko nabazgrał coś na papierze i dorzucił go do stosiku. Skrzaty wzięły się do wiązania listów i przyczepiania ich do nóżek sów. Tymczasem ślizgoni popijali piwo kremowe.

   -Oto napój bogów!-Rosier stał na stole, wymachując piwem kremowym- A może by tak zaprowadzić jakąś maskotkę na imprezę, co?

    -Mamy ciebie-odparł Lucjusz-ty nam wystarczysz, jako zwierzątko.

    -To może być dobry pomysł.

    Na twarzy Rockwooda pojawił się chytry uśmieszek, rzadko kiedy zdarzało mu się mówić, że coś jest dobrym pomysłem.

   -Dobra wiem zamówmy jednorożca!

     -Pojebało cię Rosier!?-Nott wiedział, że to zły pomysł, on był wręcz tego pewny. Może dlatego, że wypił najmniej.-Jak już coś to może królika?

    -Poważnie królika?-Evan nie dawał za wygraną.-pedałów chcesz z nas zrobić?

    -Bo jednorożec, to jest kurwa taki męski.

    Po głosowaniu zamówili jednorożca. Oczywiście wciąż pili. Około godziny 22:30 zaczęli schodzić się pierwsi goście.

     Zabawa trwała w najlepsze, dzięki kilku podstawowych sprawach: muzyce, dziewczynom, ognistej i jednorożcu. Może to ostatnie, to jednak nie. Wracając do tematu. Zabawa trwała w najlepsze. Było już trochę ,,skasowanych" osób, trochę czyli tak z pięćdziesiąt. Reszta bawiła się gdzie popadnie. Lucjusz, Nott i Rockwood grali w szachy czarodziejów, tylko niestety byli zbyt pijani, więc gra im nieco nie szła.

    Kiedy trójka kolegów grała w szachy Evan Rosier w tym samym czasie postanowił zmierzyć się z prostytutką. Zaczęło się od ,,nawet dupą kręcić nie umiesz" dziwka odpowiedziała ,,ciekawe, czy ty byś umiał" i w taki właśnie sposób zaczęła się wojna na najlepszy taniec na stole.

    -Rosier złaź z tamtąd!-krzyknął Lucjusz, źle to widział-Daj jej pokręcić tyłkiem, ona i tak zrobi to lepiej od ciebie!

    -A wcale, że nie!

    Kiedy napity ślizgon coś sobie postanowi, to trudno mu to później wybić z głowy. Kręcił tyłkiem w prawo i w lewo, ku uciesze dziewczyn. Większość słyszała tylko jeb. Stolik się przewrócił, wraz z niedoszłym striptizerem.

    -Kurwa ustał mi!-Rosier najwyraźniej był w dobrym humorze-A nie, to tylko kość tak sterczy! Kurwa to kość!

    Nie mylił się to była kość.
Grimmauld Place 12

     Blondynka właśnie kończyła czytać książkę, kiedy usłyszała pukanie. Mała sówka stukała w jej okno. Narcyza pachnęła różdżką, otworzyło się okno, a do pomieszczenia wpadło zwierzę. Dziewczyna delikatnie pogłaskała sowę po główce, następie odwinęła list. Nie dowierzała oczom. Na pogiętym pergaminie widniała krzywo zapisana wiadomość od Rosiera, jej kuzyna, który był w Malfoy Manor.


      Moja ulubiona kuzynko (żartowałem)


Z przyjemnością (zmusili mnie) zapraszam cię na niezapomnianą imprezę w Malfoy Manor. Obecność obowiązkowa (nie przychodź, bo narobisz mi wstydu). Pozdrów ode mnie wuja.



Evan Rosier


 
      Zaśmiała się cicho. Przez chwilę się wahała, jednak ostatecznie nie poszła. Zgniotła list, a następnie kazała Stworkowi napoić sowę.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CHCESZ MINIATURKĘ?
ZAGŁOSUJ W ANKIECIE,
A MINIATURKA BĘDZIE.
(ANKIETA NA DOLE)
Przepraszam za brzydkie słowa,
które pojawiły się w tym rozdziale.


 

 

 

 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz